niedziela, 27 stycznia 2013

Powracam z szyciem i szydełkiem


Oj zaniedbałam bloga, biję się w piersi i przepraszam wszystkich czytelników i sympatyków Zaczarowanego Zakątka. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie? Przyczyny mojej nieobecności były różne, dużo pracy w pracy, zlecenie wykonania dla przedszkola 72 takich szydełkowych piłeczek
 które są elementem wprowadzanej u nas w przedszkolu metody Froebla, no i na koniec brak weny twórczej. Na szczęście zlecenie skończone, a wraz z nowym rokiem i wena twórcza powróciła, więc mogę zaprezentować moje najnowsze dzieło. Otóż biała bluzka to coś co w szafie powinno być, ja takowej nie miałam, bowiem nie udało mi się takowej kupić, przymierzane w sklepach były albo za szerokie , albo wąskie, albo nie leżały tak jak bym chciała. Dlatego odkąd jestem posiadaczką maszyny postanowiłam sobie taką uszyć. Wybrałam satynę ( tak się chyba ten materiał nazywa), która z jednej strony jest błyszcząca, a z drugiej strony matowa, na prawą stronę wybrałam wersję błyszczącą, bo ja to trochę jestem jak ta sroka i lubię jak się błyszczy i model 125 z Burdy 5/2006 w gazetce prezentuje się tak:
Jednym z powodów dla których chciałam nauczyć się szyć były pomysły na łączenie szydełka z tkanią. Dlatego postanowiłam coś zmienić i wprowadziłam szydełkowy kołnierz i szydełkowe mankiety. Efekt końcowy prezentuje się tak ( tu zdjęcie z lampą):
i bez lampy:
i kilka zbliżeń na szczegóły ( bardzo podbają mi się te motylkowe guziczki ;)

A póki co zmykam wykańczać kolejne szydełkowe i szyciowe rzeczy. Do zobaczenia wkrótce ;D

czwartek, 6 grudnia 2012

Szydełkiem w kolorze lawendy

Nie wiem jak Wy ale ja mam w życiu fazy na kolory i albo przez jakiś czas kupuje coś niebieskiego, albo czerwonego. Teraz mam fazę fioletów bo powstała kolejna fioletowa rzecz. W końcu udało mi się ukończyć fioletowy sweterek. Pisze w końcu bo nie obyło się bez perypetii, a wszystko przez moje lenistwo. Nie chciało mi się robić próbki, zasugerowałam się tym, że grubość włóczki jest taka jak we wzorze i wykonałam przód i tył z ilości oczek podanej w gazetce. Gdy je ukończyłam okazało się, że w biodrach są braki, ten sam problem pojawił się z rękawami, na które w dodatku zabrakło mi włóczki i musiałam zamawiać. Szkoda mi było pruć, więc wymyśliłam sobie fioletowe wstawki z innego odcieniu fioletu i wyszło jak widać na załączonych obrazkach. Nie wiem jak Wam ale mnie się bardzo podoba i jestem ze sweterka bardzo zadowolona. Poszło na niego 9 motków Elian Klassik ( motek 50 gram) i niecały motek Peonii, wzór pochodzi z gazetki Mała Diana na szydełku zeszyt 3/ 2005, wstawki z ciemniejszego fioletu własnego projektu ;)


Pod poprzednim postem od wielu z Was dostałam wyróżnienia, bardzo za nie dziękuję, nie mogę jednak spełnić wymagań stawianych aby je uzyskać i tak z odpowiedziami na pytania nie byłoby problemu, ale z szukaniem blogów już tak, bo po pierwsze nie mam na to czasu, a po drugie szkoda mi na to czasu bo wolę go poświęcić na robótki. Także za wyróżnienia dziękuję i poproszę ;) o komentarze bo tak naprawdę one są najlepszym wyóżnieniem. 

środa, 21 listopada 2012

Moje dalsze zmagania z maszyną

Kolejna rzecz z jaką postanowiłam się zmierzyć na niwie krawieckiej to spodnie. Znalazłam w gazecie odpowiedni wzór prostych spodni ( wszak  w tej dziedzinie dopiero raczkuje) ,wzięłam papier i zaczęłam kopiować. Kto miał styczność z Moden Dianą ten wie, że rysunki wykrójów to jedna wielka pajęczyna i trzeba być nie lada Sherlokiem żeby dość co do czego. No więc, precyzyjnie je przerysowuje, ale gdy doszłam do patek bocznych i patek lewej kieszeni, zapaliło mi się czerwone światło, bo we wzorze który sobie wybrałam  tego nie było na zdjęciu, sprawdzam więc jeszcze raz numery wykroju, opisu i zdjęcia i co się okazało pomyliłam wykroje, przerysowałam nie te spodnie. Teoretycznie nic się nie stało, bo jeszcze nie zaczęłam ich kroić  z tkaniny, ale stwierdziłam, że skoro się powiedziało A to trzeba powiedzieć B, więc postanowiłam je uszyć. Co się przy nich namęczyłam to moje, a ile się przy nich nauczyłam, to się przyda na przyszłośc. No, ale spodnie uszyłam, błędy popełnilam a jakże, głównie ten z rozporkiem, dlatego przy rozporku tak się oryginalnie tkanina układa ;D. Poznałam też nowe możliwości maszyny, pobłogosławiłam tego co wynalazł wolne ramie w maszynie i odkryłam, że maszyna ma coś co ułatwia szycie prostych ściegów. Po nałożeniu na cztery litery spodnie prezentują się nieźle ( musicie mi uwierzyć na słowo, jak dorwę kogoś co by chciał robić za fotografa to pokażę), a w połączeniu z bluzką z poprzedniego posta okazało się, że wyszedł wygodny komplet do pracy. Tak się prezentują spodnie z przodu:
Tak z boku:
A tak z tyłu:

Wykrój pochodzi z gazety Moden Diana zeszyt3/2006 A tymczasem aby troszkę odsapnąć idę poszydełkować :) Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za miło komentarze. Zajrzyjcie wkrótce, pokażę coś szydełkowego. 

sobota, 27 października 2012

Przyjaciel Zipppiego


Dziś krótki i szybki post.Pamiętacie Zippiego, sympatycznego patyczaka? Koleżanka z pracy poprosiła mnie o zrobienie takiego samego. Sięgnęłam po troszkę inny odcień włóczki i powstał przyjaciel Zippiego. Jak widać od razu się polubili:

A tym czasem wracam do szydełka i szycia, bo to ostatnie coraz bardziej mnie wciąga. Dziekuję za wszystkie komentarze i witam nowych gości Zaczarowanego Zakątka.

piątek, 5 października 2012

Powracam z nową pasją


Oj zniknęłam na trochę, ale już powracam. Wszystko dlatego, że miałam prawdziwy młyn w pracy, ale już powoli wszystko dochodzi do normy, więc myślę, że będę miała więcej czasu aby tu zaglądać. Myli się, jednak ten kto myśli, że próżnowałam, o nie, resztki wolnego czasu spedzałam pracowicie, ale o efektach w kolejnych postach, a dziś o nowo odkrytej pasji ... szyciu. Chociaż pasja ta  nie jest tak do końca nowa. Na początek trochę historii. Gdy miałam 5 lat przyszłam do mamy i stwierdziłam " Mamo, ja chce syć" Mama pełna radości, że jej dziecko coś chce tworzyć, dała mi materiał, nici i igłę, po czym poinstrułowała mnie jak się z tą ostatnią obchodzić coby trafiła w materiał a nie tam gdzie nie trzeba ;) Więc siadłam i "syłam" Efektem końcowym była uszyta ( choć to chyba zbyt duże słowo) ... spódnica dla małej krawcowej czyli dla mnie ;)  spódnica uszyta była na tyle profesjonalnie, że po wciagnięciu gumki ( przez mamę) nadawała się do chodzenia po domu. Połknęłam bakcyla, ale spódnica tak mnie zmęczyła, że stwierdziłam, że zajmę się czymś mniejszym. Lalka Barbie potrzebowała nowych ubrań, a w kioskach pojawiły się wykroje dla Barbie ( pewnie cześć z Was je pamięta), więc zaczęłam szyć dla lalki, zdobywając w ten sposób doświadczenie. (Jak teraz czytam, ze Maciej Zień, ten słynny projektant też tak zaczynał, to myślę sobie , że wszystko przede mną ;) Cały czas kusiła mnie jednak maszyna, na której dość sporo szyła mama. Gdy miałam może z  7 lat mama pokazał mi jak się z nią obchodzić i poleciła mi uszyć ...woreczki na mąkę ( gdzieś chyba je jeszcze mam) i na tym moja przygoda z szyciem się skończyła. Maszyna się popsuła, kurzyła,  ale jakoś tak nie dawno  chęci do szycia powróciły. A to dlatego, że w Burdzie podobają mi się modele, znudziła mi się masówka, a poza tym ciężko jest mi kupić coś co mi się podoba, a żeby było ani za małe, ani na mnie nie wisiało. Nie bardzo jednak wierzyłam czy tego antycznego Łucznika z 1976 r. uda się naprawić. Znalazłam jednak zakład i pana, który tego dokonał. Gdy maszyna wróciła już naprawiona ( tu należą się podziekowania dla koleżanki i jej męża, którzy zataszczyli ten cieżki sprzęt do zakładu), przyszła pora ją wypróbować. Wybrałam model, w czeluściach szafy znalazłam materiał, skroiłam i siadłam do czytania instrukcji. Przeczytałam raz, drugi, trzeci i stwierdziłam, że nic z tego nie rozumiem. Zamknęłam instrukcję, otworzyłam na stronie ze zdjęciem i zaczęłam szyć na ...jak ja to mówię czuja. Szyłam, szyłam, aż nagle coś z maszyny zaśmierdziało i nie chciała dalej współpracować. A tu ubranie nie skończone, chęci rosną, a maszyna mimo prośb ruszyć nie chce. Coż było robic, trzeba zainwestować w nową. Poczytałam fora, o Łucznikach dowiedziałam, się że są teraz be, polecane są Janome, więc po długich poszukiwaniach udało mi się znaleźć punkt gdzie takowe są sprzedawane i przytargałam nową " przyjaciólkę" o wdzięcznej nazwie Janome 920. Oczywiście musiałam ją od razu wypróbować i tym sposobem skończyłam zaczęty model. Dla osób chcących opinii o tej maszynie, powiem, że to jak przesiąść się z malucha do mercedesa. Podoba mi się to, że ścieg jakim szyje widzę na takim małym okienku ( nie muszę kombinować z cyframi), ma też kilka przydatnych bajerów: nawlekacz do igły i obcinacz nici, niby nic a ułatwia szycie. Do tego duża ilośc stopek i ściegów. Musiałam się tylko przestawić, że dźwignia do opuszczania stopki jest z boku, a nie tak jak w luczniku z tyłu. Na początku przeszkadzało mi, że jak chcę szyć do tyłu to muszę trzymać dźwignię ( w łuczniku wystarczyło ją przestawić) ale potem okazało się, że ma to swoje plusy, bo w starej maszynie jak się zapomniałam  i nie przestawiłam dźwigni to szyłam do tyłu ;) No ale dość już pisania, pora pokazać moją pierwszą uszytą bluzkę.


Model pochodzi z czasopisma Moden Diana nr 4/2012. w porównaniu z oryginałem przedłużyłam rękawy i zrezygnowałam z marszczenia na rękawach w rejonie szwu, a no i moja bluzka jest w dwóch odcieniach. Bardzo mi się ten model podoba i z pewnością po niego sięgnę tym bardziej, że ma rózne wersje, nastęnym razem zrobilabym jednak dłuższą bluzkę. Muszę Wam powiedzieć, że przy jej szyciu bardzo dużo się nauczyłam, ale wiem, że jeszcze dużo przede mną, ale jak to mówią " praktyka czyni mistrza". Mistrza mody i krawiectwa warto by dodać. Dziekuję tym, którzy dobrnęli do końca, pozdrawiam serdecznie i zapraszam wkrótce. 

niedziela, 12 sierpnia 2012

Szydełkowe poncho z frędzlami

I znowu frędzelki w mojej pracy. Tym razem w świeżo ukończonym szydełkowym poncho. Jakoś tak chłodniej się zrobiło, tylko patrzeć jak jesień rozłoży dywany z kolorowych liści, a wiatry mocniej zawieją. Pomyślałam sobie, że przyda się wtedy coś ciepłego i wydziergałam takie poncho. Wydaje mi się, że poncho to rzecz z  gatunku must - have, a w mojej garderobie go brakowało. Poncho liczy sobie 90 elementów, wykonane z włóczki Polo Natura Opus poszło 300 g.  W rzeczywistośc ma  kolor bordowy.
Jako, że włóczka ta to w 50% akryl, a w 50% wełna, to poncho przyjemnie grzeje. Wzór pochodzi z gazetki Sandra extra Szydełkowa jesień nr 4 2009. W porównaniu ze wzorem dorobiłam wiązanie przy dekolcie, aby się ładniej układało. Tak poncho prezentuje się na mnie:
A na szydełku kolejny ciuszek, też już taki bardziej jesienny. Tym razem postawiłam na różnorodność wzorów. Dziękuję za wizyty i komentarze, zapraszam wkrótce :D


niedziela, 5 sierpnia 2012

Szydełkowy obrus z frędzlami i wakacyjny wyjazd

Znowu na trochę zniknęłam, ale mam nadzieję, że wynagrodzę Wam to długim postem. Na początku chciałabym podziękować wszystkim, którzy głosowali na Migotkę. Kicia zajęła 8 miejsce i swoim miauczeniem za głosy wszystkim dziękuje ;) dostała ode mnie oczywiście nagrodę pocieszenia.

W poprzednim poście pisałam, że robię kolejną szydełkową rzecz. Postanowiłam zrobić obrus na szydełku, potrzebowałam pewny wzór, bo nie raz zdarzało mi się, że obrus czy serweta, jest mniejsza niż rozmiar podany w gazetce. Sięgnełam po wzory, które wykonywała już mama i zdecydowałam się na obrus z frędzlami. Wzór pochodzi z gazetki Obrusy na duże i małe stoły, Sabrina robótki extra zeszyt 2/2009.  A tak wygląda obrus wykonany przez mamę ( przepraszam za jakość zdjęcia, ale zdjęcie było robione jeszcze aparatem analogowym i zostało zeskanowane)

Obrus mama robiła z zielonej Maxi ( musicie mi uwierzyć na słowo, bo aparat nie oddał kolorów) ma rozmiar 96 cm, bez frędzli ( same frędzle to około 12 cm) niestety nie pamiętam już ile jej tych nici poszło. A tak wygląda obrus zrobiony przeze mnie:

Również robiłam z Maxi tylko, że białej, poszło mi 2 motki, a obrus ma 86 cm bez frędzli. Różnica w rozmiarze wynika z tego, że ja ściślej robię. Oczywiście Migotka, pomagała mi, co widać na załączonym obrazku ;) 

wogóle kotka bardzo lubi robótki, zawsze musi się na jakiejś położyć i ją wypróbować ;) jak wyjęłam gazetki, żeby sobie pooglądać i poplanować co  będę dalej robić to oczywiście kicia, też się przyłączyła, ale dla niej okazała się to czynność nader wyczerpująca, zresztą zobaczcie sami:



Co prawda w czasie urlopu nie planowałam nigdzie wyjeżdżać, ale jak się okazało los  miał inne plany i spedziłam 3 cudowne dni na polskiej wsi, na terenie Poleskiego Parku Narodowego. Gril, ognisko,pluskanie w basenie, wycieczki rowerowe sprawiły, że spędziłam wspaniałe chwile. A oto kilka zdjęć:



Kończę wykonywać kolejną szydełkową rzecz, jest ona z grubszej włóczki, więc w takie upały ciężko się robi, a oto zajawka ;) oczywiście Migotka musiała ją wypróbować:


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za komentarze i do napisania wkrótce.